W tym roku miałem tę wspaniałą możliwość, że zobaczyłem 3 moich ulubionych gitarzystów na koncertach w Polsce. Specjalnie nie mówię, że najlepszych gitarzystów, bo to jest bardzo względne. Taki bonus na rok 2013 . No i postanowiłem się podzielić wrażeniami .
Oczywiście na początku był Mark Knopfler, o którym pisałem już w tym temacie. Nadal uważam, że jest niewiarygodnie charakterystycznym gitarzystą, który z wiekiem starzeje się jak wino . Wg. mnie gra bardzo oszczędnie, w tym sensie, że już nie bawią go solówki na 10 minut, tylko bardzo subtelne 2 albo 3 dźwięki akurat w takim miejscu utworu, w którym są najbardziej potrzebne. Jest także niesamowicie rytmicznym gitarzystą oraz bardzo zdolnym autorem tekstów piosenek. Ma też wspaniały zespół, z którym koncertuje już od paru ładnych lat (na czele z Guy'em Fletcherem z Dire Straits i Richardem Bennettem). Koncert w Łodzi był na prawdę bardzo zmysłowy.
Następnie był Eric Clapton. Koncert na 50lecie jego kariery. Ponownie Łódź. Pomimo swoich lat, Eric nadal jest jednym z najbardziej zasłużonych i najbardziej wpływowych gitarzystów. Potrafi zagrać wszystko i to naprawdę wszystko. Na koncercie pokazał parę różnych technik gry i jest chyba najbardziej uniwersalnym gitarzystą jakiego znam. Wydaję mi się, że jest bardziej ekspresyjny od Knopfler'a, ale to są tak na prawdę trochę odmienne style gry (Mark jest subtelny, trochę countrowaty lub celtycki , Eric to blues, z domieszką rocka). Jednak widać już trochę pewną rutynę u Erica. Nie mówię tu o samej grze, bo ta jest na najwyższym poziomie, ale bardziej o nastawieniu. Mógłby trochę pogadać z publicznością, a tak wyszedł, zrobił swoje i poszedł . Ale cóż, był, jest i będzie wielki po wsze czasy. Ma także bardzo imponujący zespół z wspaniałym Doyle'em Bramhallem II i Paul'em Carrackiem z Mike and the Mechanics.
Na koniec młodzieniec na tle pozostałych 2 panów. Joe Bonamassa. Obecnie mój no. 1 guitarist. Koncert w Warszawie. Sala Kongresowa. Wychodzi niepozorny pan w garniaku. Z nim jeszcze 3 panów, z których 2 wygląda jak zabójcy (klawiszowiec, Derek Sherinian i perkusista, Tal Bergman), a jeden jak mafioso (basista, Carmine Rojas). Sam Joe też do najpiękniejszych nie należy . Ale w 4 dają takiego czadu jak Clapton i Knopfler za młodu. Wg. mnie Bonamassa jest obecnie najjaśniejszą gwiazdą blues-rocka. Potrafi wykrzesać z bluesa więcej ikry, zabarwia go rockiem lub nawet hard rockiem i wychodzi z tego magia. Facet daje ponad 200 koncertów rocznie, jest tytanem pracy (co zapewne ma negatywny wpływ na jego zdrowie, bo koncert prawie by się nie odbył, gdyby nie polski doktor, który postawił go na nogi w 3 dni - przynajmniej tak mówił na koncercie). Jak będzie jeszcze raz w Polsce to nawet jestem skłonny dopłacić, żeby go zobaczyć. Ma niesamowitą energię na scenie i widać, że robi to co kocha. A to jest rzadkie w obecnym show-biznesie. Polecam też wydane w tym roku 4 koncert z Londynu. Obejrzyjcie - zrozumiecie w czym rzecz .
Poza tymi 3 panami bardzo też cenię sobie Garry'ego Moore'a. I to zarówno za początkowe, bardzo rockowe/hard rockowe albumy jak i za późniejsze bardziej bluesowe. Żałuję, że nie udało mi się go zobaczyć live, ale cóż. Taka kolej rzeczy.
Epiphone Les Paul Standard Plus Transparent Amber / Fender Deluxe Players Stratocaster Crimson Red Transparent / Fender CD-100 CE / Marshall SL5 + MXR Carbon Copy Analog Delay + MXR FET Driver + Ibanez TS808DX Tube Screamer + Dunlop/CAE Wah MC404 Wah