Witam wszystkich mam na imię Ola, miło Was poznać.
W podstawówce chciałam się nauczyć grać na gitarze, bo w naszej szkole otworzyło się kółko gitarowe - niestety, dostałam starego klasyko-akustyka ze strychu, który miał 4 struny, nie dało się go nastroić (ten hehe gryf), a pudło było trzaśnięte. Grać się na tym nie dało. Marzenia chwilowo przeszły w stan wegetacji, a ja poświęciłam się mojej pierwszej pasji, tj. rysunkowi, i na kilka ładnych lat wyrzuciłam gitarę z głowy.
Na przełomie gimnazjum i liceum zaczęłam słuchać country, szant i muzyki irlandzkiej. Generalnie wesołe, brzdąkająco-skoczne melodie. Kupiłam harmonijkę ustną z kieszonkowego, potem kolejną w innej tonacji. Pograłam trochę, do tej pory lubię sobie podmuchać, uważam ją za świetny instrument. Pojawił się jednak problem - bo jak śpiewać przy harmonijce.. W ten oto sposób wróciliśmy do gitary. Jestem już na studiach, w tym roku broniłam licencjatu i w ramach motywacji na prezent gwiazdkowy zażyczyłam sobie gitarę akustyczną. Koszty rozłożyły się na 4 osoby, w tym połowicznie na mnie samą, bo nie chciałam kupić jakiegoś szajsu z felerem technicznym i zrobiłam wcześniej rozeznanie, a nie jestem burakiem, by naciągać pojedynczych bliskich na wydatek rzędu kilku stów. Po zmacaniu/osłuchaniu kilkunastu modeli i egzemplarzy wyszłam z moim pięknym, mahoniowym Fenderem CD60 AM. Jasne, że to nadal budżetówka, ale moim zdaniem na moje potrzeby jest świetny i nie ma co się pchać w droższe modele. Grać zaczęłam uczyć się tak naprawdę w wakacje, po obronie, wcześniej to była taka nauka akordów w trakcie sesji. Idzie dobrze. I sprawia mi to mnóstwo radości.
Nie mam dużych aspiracji, nie chcę zostać zawodowym muzykiem - chcę pograć z przyjaciółką, która też ma gitarę, chcę umieć bez problemu grać moje ulubione piosenki, pośpiewać sobie, pobrzdąkać, wziąć na ognisko i rozruszać znajomych. Gitara w pełni rekreacyjna
Pozdrawiam wszystkich!